Serce dla Gilowic-ksiądz Franciszek Zajda
Ksiądz Franciszek Zajda człowiek skromny o wielkim sercu, którego Bóg zesłał Gilowicom w tragicznych dla nas chwilach . Z nim to Gilowianie przeżyli okupację hitlerowską i początek komunizmu.
Przybył do Gilowic wiosną 1942 roku z mianowania Arcybiskupa Sapiechy. Gilowice wtedy były w głębokim kryzysie, po wysiedleniach prawie połowy mieszkańców, sprowadzono niemieckich osadników, którzy przejęli funkcję panów we wsi. Dzieci gilowickie mogły się uczyć tylko czytać i rachować w starym żydowskim budynku w nowej wsi.
Szkoła zaś została zajęta na potrzeby nauki dzieci osadników. W domu parafialnym były zbiórki młodzieży niemieckiej i zebrania hitlerjungen .
 
 

Po przybyciu do Gilowic ksiądz Zajda praktycznie był sam do obsługi i sprawowania mszy świętej. Nie było kościelnego , organisty , ani ministrantów. Już po tygodniu ksiądz zwerbował młodego bystrego chłopaka Antoniego Jędryska , który już coś tam potrafił zagrać na organach i służyć do mszy i pchali to jakoś do przodu . Probostwo posiadało niewielki majątek ziemski, ale hitlerowcy zabrali i to pole dla siebie.
Ksiądz nie rzadko odczuwał głód, ale nigdy się nie skarżył, był zupełnie sam bez wikarego i służby na plebanii. Gilowianie w mig zorientowali się że ksiądz nie ma pożywienia i przynosili mu do zakrystii żywność.
Ksiądz Franciszek był bardzo ambitnym człowiekiem, żeby prosić o pożywienie, gdyż wiedział że sami Gilowianie nierzadko biedowali i głodowali. Niemcy oczywiście zabronili odwiedzać księdzu Gilowian z wizytą duszpasterską, tak że kolędy wtedy nie było.
Na dodatek Niemcy przenieśli urząd gminy ze Ślemienia do domu Łobody naprzeciwko kościoła, co już pozwalało im śledzić księdza na okrągło. Ponadto przeszkadzało im dzwonienie dzwonów wiec zabrali sygnaturkę, wtedy ksiądz zabronił używania dzwonów,
wtedy Gilowickie dzwony zamilkły- na tamten czas.
Potem w styczniu 1945 przez Gilowice przeszedł front , wiele budynków i zabudowań spłonęło , głównie na Grapie. Grapa płonęła osłaniając odwrót Niemców, w małej piwniczce na Czwarciźnie ( pisownia z wymowy ) ksiądz Zajda z innymi mieszkańcami przeczekał szczęśliwie przechodzący front. Na szczęście kościół przetrwał, ale został splądrowany przez rosyjskich żołnierzy, co niektórzy podobno robili sobie onuce z naszych chorągwi kościelnych, ale to na inne opowiadanie.
Parafianie jednak szybko wspólnymi siłami uporządkowali kościół, a nawet w tej biedzie darczyńców było bardzo dużo.
Nowe władze wprowadzały nowy porządek nowe obostrzenia; śluby kościelne, chrzty w urzędzie, jednak wiara katolicka zbyt mocna była żeby te eksperymenty tutaj mogły się tu udać.
księdzu Zajdzie udało się w 1956 roku zrobić instalację elektryczną w kościele, co wymagało akrobatycznych umiejętności i zgody od wojewódzkiego konserwatora zabytków, ale udało się.
Ksiądz miał zamiar gruntownie przemalować kościół , ale choroba uniemożliwiła mu dalszą posługę duszpasterską w Gilowicach , obłożnie chory musiał poddać się leczeniu opuścił Gilowice .
Wtedy zaistniała afera z księdzem Ciastoniem i dopiero przyjście księdza Duniewskiego uspokoiło sytuację. A ksiądz Zajda ? ksiądz Zajda zmarł w Makowie Podhalańskim w 1960 roku w wieku zaledwie 52 lat. Został pochowany w Makowie . jednak rok później ksiądz Duniewski z kilkoma zagorzałymi parafianami z Antonim Jędryskiem na czele załatwili zgodę na ekshumację i przeniesiono księdza Franciszka Zajdę tutaj do Gilowic na nasz cmentarz .
Wspaniały człowiek, wspaniały skromny ksiądz, który cicho bez zbędnego natręctwa starał się wprowadzać i utrwalać pozytywne obyczaje . Człowiek który przeżył z Gilowianami najbardziej koszmarne czasy. Starał się jak mógł o wygląd i wyposażenie świątyni , ale przede wszystkim był dobrym pasterzem, za którym szły owce jego . Z kimkolwiek rozmawiałem na jego temat , każdy mówił ze to był dobry, skromny i cichy człowiek o wielkim sercu.
 
Żródła
– Monografia Gilowic